
Co dał mi udział w konkursie?
Rozpoczęłam pisanie tego bloga 2 tygodnie przed rozpoczęciem konkursu, chociaż planowałam wcześniejszy start. Konkurs zmusił mnie do wygospodarowania czasu i przygotowania na blogu wszystkiego, co potrzeba do jego pierwszej wersji i pisania. Andrzej Krzywda w "Blogging for busy programmers" wspomina, że wielu programistów korzysta z nietypowych rozwiązań blogowych lub pisze własne oprogramowanie, co jest wybitną prokrastynacją i oddalaniem się od rozpoczęcia pisania. I miał rację! Sama zakopałam się w coś podobnego, ale założyłam limity czasowe i postawiłam w lutym wszystko jak trzeba.
Przed otworzeniem Programerii pisałam dorywczo różne blogi - zarówno prywatne jak i tematyczne. Większość skończyła się przed 5 notką. Nie miałam nawyku stałego pisania. Pomimo przemyślenia celu, zarezerwowania czasu na pisanie i zgromadzeniu listy tematów, miałam problemy z częstotliwością wpisów. Konkurs pomógł mi w wytworzeniu nawyku pisania. Wiedziałam, że dwa wpisy są zawsze na tygodniowej liście rzeczy do zrobienia.
Kolejną rzeczą jest rozwinięcie projektu konkursowego. Piszę go już długo i jeszcze nie dotarłam do końca, ale dużo się nauczyłam przy okazji. Dzięki ciągłej pracy, przyrosty były małe, ale stałe. Każdy tydzień skutkował nowym kawałkiem projektu. Nawyk wpłynął doskonale na efekt, co potwierdza, że czasem to właśnie nawyk jest podstawową ścieżką sukcesu.
Podjęłam więcej dyskusji - czy to w komentarzach czy prywatnie. Nie jest tego dużo, ale to jakieś początki. Jestem jeszcze daleko od stworzenia zaangażowanej społeczności, ale się uczę. Każdy komentarz był cenny i był dowodem, że faktycznie ktoś czyta moje wpisy. Komentarze są bardzo istotne dla każdego twórcy, więc jeśli się wahasz, to wiedz, że każdy Twój komentarz będzie dla mnie bardzo ważny.
Ok... Nie każdy komentarz był cenny. Po drodze dostałam zalewem spamu w komentarzach, z rekordem 139 komentarzy pod jednym postem. Najpierw zablokowałam możliwość komentowania, a potem dorzuciłam Recaptchę, bo nie było innego wyjścia.
Co się nie udało?
Nie udało mi się pisać w konkretne dni. Tak naprawdę, postanawiałam napisać w poniedziałek i opublikować we wtorek, a koniec końców pisałam w środę publikując w piątek. Zastanawiałam się czy warto sobie narzucić konkretny dzień publikacji, ale na początku nie miałam problemu z regularnym pisaniem, więc nie chciałam się ograniczać. Na dłuższą metę może to być jednak lepsza strategia.
Nie skończyłam projektu do satysfakcjonującego etapu. Niestety mój formularz rejestracyjny odstrasza masę osób i mam mało użytkowników, mimo ogólnego zainteresowania projektem i wieloma gośćmi na stronie.
Nie stworzyłam relacji z użytkownikami, nie podejmowałam za dużo dyskusji z innymi blogerami, fanpage na Facebooku nie jest specjalnie aktywny, ani nie zajęłam się szerszą promocją bloga. Nie jest źle i liczba odwiedzin stale rośnie, ale nie działam w tym obszarze zbyt proaktywnie.
Nie mam newslettera, ale się nad tym zastanawiam. Zainteresowałam się aspektami prawnymi i chciałabym to zrobić zgodnie z prawem, co wymaga pewnych przygotowań. Obserwacja blogosfery uświadomiła mi, że dla większości łamanie prawa o gromadzeniu i przetwarzaniu danych nie jest specjalnym problemem. Jeśli Cię ten temat interesuje, to więcej o aspektach prawnych przeczytasz na blogu Prakreacja.
Chciałabym też poprawić styl pisania. Mam wrażenie, że o niektórych rzeczach piszę w zbyt skomplikowany sposób. Z kolei niektóre notki mają źle przemyślaną konstrukcję. Na pewno jest to obszar, który chcę poprawić z korzyścią dla moich czytelników.
Co dalej w blogowaniu pokonkursowym?
Nie będę pisać o postępach projektowych, bo te notki wydają mi się strasznie nudne dla czytelników. Chyba lepiej wyciągać nauki z rozwijania projektu po drodze i właśnie to przekazywać. Widzę w tym większą wartość. Postaram się zatem pisać krótsze notki o konkretnym problemie z rozwiązaniem.
W konkursie pisałam dwa wpisy tygodniowo, ale to jest tempo, którego nie jestem w stanie dłużej utrzymać. Myślę, że post na tydzień lub dwa będzie bardziej zgodny z moim harmonogramem, ale muszę to jeszcze wypróbować w praktyce.
Postaram się popracować nad stałym dniem publikacji oraz nad przygotowaniem kilku zapasowych notek na te zajęte tygodnie, kiedy nie mam zupełnie czasu na pisanie.
Dalsze wyzwania
Będę rozwijać mój projekt konkursowy oraz zajmę się jego szerszą promocją. Wciąż uczę się Django i rozwijam mniejsze lub większe projekty z jego użyciem.
Poza tym postanowiłam solidnie nauczyć się JavaScriptu. Jasne, coś tam pisałam, jestem w stanie coś stworzyć. Ale wciąż jest dla mnie sporo niejasności i nie mam tej łatwości tłumaczenia pomysłów na kod. Potem może pobawię się jakimiś frameworkami.
Konkurs się skończył, niedługo odbędą się warsztaty Django Girls, które współorganizuję w Krakowie. To powinno zostawić trochę czasu i zastanawiam się nad rozpoczęciem mentoringu online z osobami, które dopiero zaczynają przygodę z programowaniem. Jeśli brzmi to interesująco, to śledź proszę informacje tu na blogu i na Facebooku. Przełomem czerwca i lipca pomysł powinien dojrzeć i pojawią się pierwsze konkrety.
Luźne przemyślenia
Blog powstał z myślą o początkujących, przede wszystkim dookoła programowania, a nie tylko o samym programowaniu. Nie jest to blog o Pythonie, nawet jeśli Python jest moim podstawowym językiem programowania. Czy należy się skierować w stronę pisania większej ilości instrukcji i konkretów? Nie wiem jeszcze. Myślę, że chciałabym to przeplatać, bo branża IT potrzebuje też trochę lżejszej, felietonowej treści. Z drugiej strony nie ma bardzo dużo treści o Pythonie i Django po polsku, a angielski nie jest dla wszystkich (szczególnie początkujących) łatwy w użyciu.
Dostałam też sporo krytyki oraz nieco samego hejtu. Że piszę o niczym, że prowadzę "ten swój blog", że bezwstydnie zajmuję się promocją siebie. Pozytywnych słów było więcej. O tym, że to co piszę pomaga oraz to, że czytanie mojego bloga jest łatwiejszym sposobem choćby pobieżnego zapoznania z branżą. Albo, że to co robię jest spoko i inspiruje do własnych projektów. I to jest fajne, i to jest to, co się liczy.
Podsumowanie
Wyzwania typu DSP działają świetnie na motywację. Patrząc wstecz jestem dumna, że udało mi się wytrwać do końca i spełnić wszystkie warunki. Wyciągam szampana i czuję się zwyciężczynią. Rywalizowałam przede wszystkim ze sobą. Oraz z czasem, motywacją, swoim niechciejstwem i innymi przeszkodami... Takie projekty dają poczucie, że to ja kształtuję swoją przyszłość i wiele (choć nie wszystko) zależy ode mnie. Nauczyłam się dużo nowych rzeczy - zarówno technicznych, jak i tych z organizacji czasu. Dzięki wszystkim za udział!
Masz za sobą udział w DSP i udało Ci się wytrwać do końca? Jak myślisz, co Ci w tym pomogło?
Nie brałaś udziału? Sądzisz, że takie wyzwania pomagają osiągać nasze cele? Podziel się z nami w komentarzu!
"że bezwstydnie zajmuję się promocją siebie" :O Dawno nie słyszałem nic bardziej absurdalnego ;) Rozumiem, że: a) za promocje siebie należy się wstydzić, b) najlepiej zajmować się promocją innych ;)
Głowa do góry i do przodu ;)
Mirek, ja tego też nie rozumiem :) Myślę, że robiąc fajne rzeczy warto się nimi dzielić, a promocja to jednak forma dzielenia się z większą ilością osób.
Dzięki ;) Pozytywne słowa są ważne. Musi ich być więcej, żeby zniwelować skutki tych negatywnych.