
Pierwszy raz od bardzo dawna włączam edytor tekstu, by napisać wpis na bloga. Myślałam, że moja przerwa w pisaniu będzie co najwyżej wakacyjnym odstępstwem, ale stało się zupełnie inaczej. Pomimo kolejnych pomysłów i notatek do opisania, nie byłam w stanie przełamać bariery, która narastała z każdym tygodniem. Patrząc na statystyki, liczba czytelników wcale nie maleje, co oznacza, że materiały, które zebrałam były przydatne. A stałym czytelnikom, z którymi byłam w kontakcie, należy się trochę wyjaśnienia co i jak.
Programeria powstała na przełomie stycznia i lutego. Od tego czasu w moim życiu zaszło kilka dużych zmian - zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Chociaż większość z nich jest pozytywnych, to obciążenie psychiczne z nimi związane jest ogromne. To gdzie jestem obecnie, a gdzie byłam rok temu, dzieli ogromna, mentalna przepaść. Pomimo prób nie udało mi się wrócić do częstszego pisania. Po prostu zabrakło mi na to energii.
Bardzo długo miałam do siebie wyrzut, że w zasadzie skoro już wszystko jest poukładane, to mogłabym wrócić do blogowania. Ale im dłuższa była przerwa, tym trudniejsze się to wydawało. Usłyszałam kilka pozytywnych komentarzy odnośnie bloga i tego, że zawarta tu wiedza się przydała. Chciałam pisać więcej i bardziej przydatnych wpisów. Ale nie byłam w stanie, a tygodnie mijały.
W międzyczasie zdarzyło się sporo pozytywnych rzeczy. Lekcje programowania, pierwsze wystąpienie publiczne dla Geek Girls Carrots pod tytułem "Od tutoriala do programistki". Pomagałam wielu osobom znaleźć swój kierunek w tej branży - na żywo, mailowo i na różnych grupach. Przeprowadziłam masę świetnych dyskusji. Obecnie formuje się pomysł wokół stacjonarnych warsztatów dla początkujących w Krakowie.
W wolnych chwilach przyglądałam się innym osobom działającym w podobnym obszarze. Byłam pełna podziwu patrząc na ich dokonania - prowadzenie warsztatów, praca etatowa, prowadzenie grup na Facebook'u, podcast, newsletter, live'y, wywiady, książki! I ogromnie zazdrościłam im osiągnięć, bo sama nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nawet wpisu. A im bardziej patrzyłam na innych, tym trudniej było mi się zabrać do działania na blogu.
I w pewnym momencie zrozumiałam, że to jest po prostu taki czas (przywołując słowa Edyty Zając). Czasem równowaga życiowa wymaga przerwy, czasem zupełnego wycofania, zajęcia się innymi obszarami. Work-life balance to nie ściema. A zmuszanie się do robienia rzeczy, których zupełnie nie czuję, brzmi jak pociąg pospieszny do wypalenia i depresji.
Nic nie muszę. Wcale nie muszę pisać, organizować, wydawać. Czasem po prostu zaszyję się z książką i herbatą w zupełnej ciszy. A potem warto wrócić do pytania czego chcę. Bo może na pisanie, organizowanie i wydawanie znajdzie się zupełnie nowa energia, nowa dojrzałość i nowa perspektywa. Zrozumienie, że inni są świetni, a ja mam swoje doświadczenia, które pomagają mi budować zupełnie unikatowe treści. A może znajdę zupełnie nowe cele i marzenia? To jest ok.
Dbaj o siebie i nie zapominaj, że przerwy też są ważne. Pracując 24/7 można dotrzeć szybciej do celu, ale można nie dotrzeć do niego wcale, bo zabraknie sił w połowie maratonu.
0 Komentarze